Tytuł oryginału: The ODESSA File
Autor: Frederick Forsyth
Rok wydania oryginału: 1972
Moja ocena: 6+/10
Osiemnaście
lat to okres potrzebny do osiągnięcia pełnoletności. W dorosłe
życie wchodzi nowy obywatel, najczęściej buntowniczo nastawiony do
ideałów i racji pokolenia swoich rodziców. Dokładnie tyle
upłynęło też od zakończenia II wojny światowej do czasu
opisanego przez brytyjskiego mistrza sensacji w „Aktach Odessy”.
Osiemnaście lat od klęski Niemiec, osiemnaście lat prób budowy
nowego, lepszego świata i osiemnaście lat ujawniania i ścigania
zbrodniarzy przeciwko ludzkości. Dla pełniejszego obrazu dodać
należy, że książka na świecie wydana została w 1972 roku, a
więc dwadzieścia siedem lat od zakończenia wojny, spore grono jej
czytelników znało więc wojnę już tylko z lekcji historii i
wspomnień bliskich. A jak odbiera się ją dzisiaj, gdy emocje wokół
poruszanych tematów zdążyły już ostygnąć?
Młody
i utalentowany, a przy tym mający nosa do dobrych, interesujących
ludzi tematów, niemiecki dziennikarz trafia przypadkiem na
pamiętnik niemieckiego Żyda opisujący jego przeżycia w kilku
obozach koncentracyjnych, głównie w Rydze. W obozie tym komendantem
był sadystyczny oficer SS, Eduard Roschmann, znany także jako
„Rzeźnik z Rygi”. Na krótko przed samobójczą śmiercią autor
pamiętnika spotyka swojego dawnego oprawcę na ulicach Hamburga. Jak
wielu innych swoich towarzyszy uniknął kary i nieskrepowanie
korzysta z uroków życia.
Nasz
młody dziennikarz, Peter Miller, postanawia podążyć tropem tej
historii widząc w niej dobry materiał na sensacyjny, mogący
przynieść mu rozgłos, artykuł. Już na początku swojego
dziennikarskiego śledztwa spotyka się z niezbyt przychylnym
nastawieniem otoczenia. Ze sprawę niczego wspólnego nie chce mieć
ani policja, ani jego wydawca, powołani do ścigania zbrodniarzy
urzędnicy nie zamierzają (lub nie mogą) się w to angażować.
Nawet matka próbuje wybić mu ten pomysł z głowy... Peter się
jednak nie poddaje, po przeczytaniu pamiętników z Rygi okazuje się,
że ma także osobiste powody do wymierzenia sprawiedliwości
Roschmannowi i jego kolegom. Krok po kroku zagłębia się w temat
trafiając w końcu na trop organizacji-widma, tytułowej ODESSY,
tworzonej przez byłych esesmanów i dbającej o interesy swoich
Kameraden. W tle wydarzeń pojawiają się dodatkowo wątki
bliskowschodnie: wrogie relacje Egiptu i Izraela, niemieccy naukowcy
pracujący dla tego pierwszego oraz działalność izraelskiego
wywiadu, Mossadu. Nasz bohater nie ma bladego pojęcia w jak poważne
tarapaty się ładuje. Co z tego wyniknie pozostawiam do odkrycia
potencjalnym czytelnikom.
Przyznaję,
że mam spory problem z oceną tej książki. Z jednej strony Forsyth
stworzył bardzo przekonujące tło dla swojej historii, w dużej
mierze oparte na faktach. Sama postać Eduarda Roschmanna jest jak
najbardziej autentyczna, pojawia się też jeszcze kilka innych
postaci, które w momencie wydawania książki żyły naprawdę.
Przekonująco zaprezentowane zostały struktura i sposoby działania
ODESSY, to jak zbrodniarze wtopili się w niemieckie społeczeństwo
i uniknęli kary, jak zbudowali sobie nowe tożsamości i oddziałują
na życie społeczeństwa. Także i to niemieckie społeczeństwo
zostało sportretowane bardzo dobrze. To dlaczego nie jest ono
zainteresowane bezkompromisowym ściganiem zbrodniarzy, jak próbuje
odwracać wzrok udając, że wszystko jest już w porządku i nie
warto znowu wyciągać na wierzch starych śmieci. Starsze pokolenie
chce uciec od tematu gdyż w przeciwnym razie musi samo sobie zadać
pytanie czy bierny udział w tym szaleństwie nie czyni ich
współwinnymi? Młodzi z kolei wstydzą się swojej historii, mają
dosyć opuszczania przed światem oczu z powodu grzechów swoich
ojców i dziadków. Ten rozrachunek z własnymi winami narodu to, w
mojej opinii, najciekawszy wątek powieści. W trakcie czytania
nasunęły mi się analogie do tego, jak ciężko było i jest do
dziś rozliczyć w Polsce zbrodnie i grzechy komunizmu...
Sporo
się tych plusów książki nazbierało, ocenę jednak wystawiłem
bliższą średniej niż bardzo dobrej, przejdźmy więc teraz do
minusów. Główne zastrzeżenia budzi postać głównego bohatera
pozytywnego. O ile Forsyth zaskakująco dobrze i ciekawie nakreślił
sylwetki wielu innych postaci to główny bohater jest zaprezentowany
nieprzekonująco. Jego zaciętość w działaniu i zgoda na
ponoszenie nawet największego ryzyka są przez większość książki
nieczytelne i wyjaśniają się dopiero w samej końcówce. Autor ma
też olbrzymi problem z tworzeniem wiarygodnych postaci kobiecych. W
książce sprowadzają się tylko do tworzenia tla wtedy gdy autor
tego potrzebuje ze względów fabularnych. Niestety psuje to bardzo
odbiór książki, tym bardziej gdy ma się jeszcze w pamięci np.
trylogię „Millenium”.
Także
sposób poprowadzenia głównego bohatera przez kolejne etapy
odkrywania tajemnicy w niektórych miejscach sprawia wrażenie zbyt
prostego i czytelnego. Postać porusza się od punktu A do B, od B do
C, w punkcie C bezproblemowo znajduje wskazówkę jak dojść do
puntu D itd. Brakuje tutaj momentami mylenia tropów czy też
zaskoczenia czytelnika nagłym zwrotem akcji. To i wspomniany
wcześniej tekturowy główny bohater sprawiają, że końcowa ocena
jest sporo niższa niż mógł na to pozwolić potencjał, który w
niej drzemie.
Miłośnikom
sensacji i zainteresowanym sytuacją społeczną odradzających się
Niemiec do szybkiego przeczytania na plaży polecam.
Pozostałym czytelnikom już niekoniecznie. Jeżeli ktoś szuka
ciekawej sensacyjnej książki jako odskoczni od innych gatunków
literackich to z pewnością bez problemu znajdzie coś bardziej
wciągającego.
No Response to "...i odpuść nam Ojców winy..."
Prześlij komentarz